Testy
Alfa Romeo Audi BMW Citroen Dacia Fiat Ford Honda Hyundai Jaguar Kia Lancia Land Rover Mazda Mercedes Nissan Opel Peugeot Renault Skoda Suzuki Toyota VWTest - Alfa Romeo MiTo Quadrifoglio Verde - 1.4 TB Multi Air
Najmniejsze auto ze stajni Alfy Romeo, będące konkurentem numer 1 dla Mini Coopera S. Choć jego stylistyka jest mocno kontrowersyjna, to sposób w jaki ten malec się prowadzi, nie pozostawia wiele do życzenia. Wydaje mi się, że MiTo za wygląd albo się kocha, albo nienawidzi. Jeżeli chodzi o mnie, to jestem nieco rozdarta. O ile tył wzbudza mój zachwyt, a tylne światła przywodzą na myśl lampy GT-R'a, to przód mnie rozczarował... Auto jest „wyłupiaste” a z daleka wygląda jak bobas. Ma to „coś” w sobie, jednak w efekcie końcowym widzimy pocieszny samochodzik o niezbyt inteligentnym wyrazie twarzy, który raczej nie wygrałby plebiscytu na najlepszy plakat do sypialni. Jednak gdy wsiądziemy do środka, słowo „pocieszny” jest ostatnim jakie przyjdzie nam do głowy.
Wnętrze – jak to w hot hatch'u – jest ciasne. Dla mnie to akurat zaleta. Lubię auta mające niewielką przestrzeń wewnątrz. Zabudowanie ze wszystkich stron, nowoczesny design i kubełkowe fotele pozwalają poczuć się jak w rasowym sportowym samochodzie. Co do foteli - po pierwszych sekundach stwierdziłam, że są twarde i niewygodne. Jednak już po kilku zakrętach odszczekałam wszystkie negatywne epitety na ich temat! Wyprofilowane boczki perfekcyjnie trzymają nas na swoim miejscu, nawet w ostrych wirażach. Dzięki temu możemy się skupić na przyjemności prowadzenia, a nie na tym by utrzymać właściwą dla kierowcy pozycję. Deska rozdzielcza jest poprawna, ale bez fajerwerków. Prawdę mówiąc spodziewałam się czegoś nieco bardziej wystrzałowego. Jednak kierownica jest fatalna! W dotyku jest twarda i plastikowa. Włosi mogliby nauczyć się czegoś od BMW i wyprodukować kierownicę równie grubą i „mięsistą” jak nasi zachodni sąsiedzi. Kółko w MiTo może i dobrze leży w dłoniach, lecz materiał i twardość z pewnością zaowocują odciskami po dłuższej dynamicznej jeździe, o torze nawet nie wspominając!
PEŁNA GALERIA ZDJĘCIOWASilnik 1.4 Multi Air wyposażony w turbosprężarkę, generuje moc bagatela 170 koni mechanicznych i 250 NM momentu obrotowego, z którego w pełni korzystamy już przy 2500 obrotów. Przy masie własnej 1135 kilogramów to małe wozidełko teoretycznie może oderwać się od ziemi. Jednak precyzyjnie wykonane zawieszenie na to nie pozwoli. „Miciak” (tak go sobie pieszczotliwie nazywałam) klei się do asfaltu jak mucha do lepa. Czasem przy bardzo szybkim pokonywaniu zakrętów poczujemy tylko lekki uślizg tylnej osi. Jednak prowadzenie tego auta jest niesamowite! Zachowuje się jak gokart. Muszę przyznać, że jest to najbardziej „dziki” samochód jakim miałam przyjemność jeździć. Jest narowisty, ale możliwy do opanowania, szalony, ale dający się kontrolować. W jednej chwili ma ochotę zrolować asfalt pod kołami a w drugiej jest potulnym barankiem, jak gdyby nigdy nic parkującym pod sklepem. Choć może zabrzmieć to dziwnie, to trochę się z nim utożsamiam i muszę przyznać, że się zaprzyjaźniliśmy. Bez wątpienia ze wszystkich samochodów, którymi jeździłam w swoim niezbyt długim życiu (oczywiście poza moim własnym) z MiTo współpracowało mi się najlepiej.
Alfa Romeo wyposażyła swoje najmniejsze dziecko w system DNA oferujący trzy tryby pracy: Dynamic, Normal i All weather. Podczas pracy w wariancie ekonomicznym (Normal), rumaki pod maską nieco śpią. Jednak po przełączeniu w tryb Dynamic, to całe stadko aż rwie się do sprintu. Nawet trzymając gaz w jednej pozycji, po wciśnięciu magicznego guziczka, czujemy że konie mechaniczne dostały klapsa w tyłek, a auto staje się zrywniejsze i lekko narowiste. Chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do niego, do tego by wyczuć pracę zawieszenia i charakterystykę silnika. Ale po pewnym czasie... Hulaj dusza, piekła nie ma! Ten motoryzacyjny bobas jest wręcz stworzony do zabawy. Serio! Jeśli pojeździcie nim trochę w trybie sportowym, nikt z Was nie będzie chciał już wracać do opcji normalnej jazdy. No może czasem, kiedy jednego wieczora zatankujecie auto dwa razy... Według producenta, ta wersja powinna zużywać 7,1 litra benzyny na 100 kilometrów. Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia jak to jest w rzeczywistości. Jakoś nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Poza tym 80% czasu, który spędziłam za kółkiem tego włoskiego bobasa poświęciłam na zabawę nim i zmuszanie wskazówki obrotomierza do wizyt niemal na czerwonym polu. Przy takim stylu jazdy, o zużyciu 7,1 możemy raczej zapomnieć.
Jak wspominałam – wnętrze jest ciasne, aczkolwiek bardzo przytulne. Wszystkie detale wykonane są z należytą, charakterystyczną dla Włochów precyzją. Wrażenie robi logo Alfy Romeo na przednich fotelach, które jest jakby „przepołowione”: jego jedna część znajduje się na oparciu prawego fotela, a druga na oparciu lewego, dając naprawdę ciekawy efekt. Jednak nazwanie MiTo autem czteroosobowym, to chyba lekka przesada. Tylną kanapę określiłabym raczej mianem półki dla kota, miejscem na zakupy lub fotelik dziecięcy. Ale na dzieciowóz to autko się raczej nie nadaje. Chyba, że mamy zakręconego dzieciaka, który miłość do motoryzacji dostał w genach.
Charakterystyka pracy zawieszenia to marzenie! Niektórzy mogą się skarżyć, że jest zbyt twarde a 18-calowe felgi z pewnością nie służą zwiększeniu komfortu. Ale zastanówmy się... Czy to auto ma być komfortowe? Jeżeli ktoś chce jeździć miękką wersalką, to z pewnością nie kupi MiTo. On nie ma być wygodny. To małe autko ma dawać prawdziwą przyjemność z jazdy w każdym tego słowa znaczeniu. Został stworzony do jazdy na wysokich obrotach, do zabawy, do przekraczania granic zarówno jego i kierowcy. Żywiołem MiTo jest terroryzowanie miasta, wyciskanie z niego siódmych potów a co ambitniejsi posiadacze z pewnością zabiorą go na tor, by potem spokojnie wrócić do domu na kołach. Z reguły samochody stworzone ku uciesze właścicieli, dowożone są na tor lawetami, przyczepami i różnymi innymi środkami transportu pośredniego. Przeważnie takie auta są skrajnie niekomfortowe, głośnie i – bądźmy szczerzy – często nie spełniają norm dopuszczających je do ruchu drogowego. Bo skoro to zabawka na tor, to po co mu światła, tylna kanapa czy radio. MiTo łączy w sobie cechy auta miejskiego, dającego się wszędzie zaparkować, z dzikim, nieokiełznanym małym potworkiem, pożeraczem ostrych zakrętów i sprinterem na prostych.
W kwestii bajerów – wnętrze nie przypomina kokpitu samolotu, przycisków i funkcji jest niewiele, lecz wystarczająco. Podczas testów nie zauważyłam by czegokolwiek mi w nim brakowało. A nagłośnienie... Nazwa BOSE mówi sama za siebie. Dźwięk płynący z licznych głośników jest krystalicznie czysty a niskie tony aż przyprawiają o ciarki. Czy znacie to uczucie, gdy jedziecie nocą przez puste miasto i towarzyszy Wam ulubiona piosenka? Każdy kto czerpie przyjemność z ostrzejszej jazdy zna taki gatunek muzyki, który jest wprost stworzony do jazdy samochodem a nam pozwala się poczuć niczym Vin Diesel w „Szybkich i wściekłych”. Zaczyna się spokojnie, ale wśród wielu nut da się wyczuć, że za chwilę coś się wydarzy. Taka cisza przed burzą. W pewnym momencie muzyka nabiera tempa, wchodzi bas, do mózgu docierają endorfiny wywołując ekscytację, prawa noga sama się prostuje, zmuszając auto do szaleńczej gonitwy za niewidzialnym uciekającym punktem. Takie uczucia towarzyszyły mi w MiTo. Chciałam tylko gnać przed siebie, pędzić nie patrząc dokąd, modląc się by za zakrętem nie stała policja z suszarką. Tylko po chwili zorientowałam się, że mimowolnie wyłączyłam radio... Muzyka, która prowadziła mnie nocą przez puste ulice, płynęła z serca mojego włoskiego przyjaciela...
Tekst: Zuzanna Krzyczkowska
Zdjęcia: Adam Kowalczyk; Maciej Gis