Testy
Alfa Romeo Audi BMW Citroen Dacia Fiat Ford Honda Hyundai Jaguar Kia Lancia Land Rover Mazda Mercedes Nissan Opel Peugeot Renault Skoda Suzuki Toyota VWSkoda Citigo
Każdy test małego miejskiego auta rozpoczyna się od przydługiego wstępu, jak to miejskie auta zdetronizowały większych braci, coraz bardziej podbijając współczesny rynek motoryzacyjny. Jakkolwiek kwieciście nie próbowalibyśmy tego ubrać w słowa, test tego typu samochodu właśnie tak się zaczyna. Fakty jednak mówią same za siebie. Z roku na rok po drogach na całym świecie porusza się coraz więcej samochodów. Logicznie – aut mamy coraz więcej a miejsca dla nich tyle samo, jeśli nie mniej. Wniosek jest prosty – zmniejszamy samochody ile tylko się da, starając się przy tym zachować ich jako taką funkcjonalność. Producenci prześcigają się w najróżniejszych szalonych projektach, aby to właśnie ich model królował w kolejnym roku na rynku sprzedaży. Skoda twardo stawia opór futurystycznym rozwiązaniom, wypuszczając na rynek swoje najmniejsze dziecko – Citigo.
Czeska marka po raz kolejny udowadnia, że wśród coraz bardziej rozpowszechnionej elektroniki i bajerów, klasyczne rozwiązania są wciąż najlepsze i niemal niezniszczalne. Inne firmy kombinują jak konie pod górę, co tu zrobić, aby ich auta wywoływały efekt „wow!”, aby były nietuzinkowe, nowoczesne, ale oczywiście ekonomiczne. Ładne, ale sylwetką wzbudzające podziw, przy zachowaniu gabarytów zmywarki. Skoda jako jedna z nielicznych ma odwagę powiedzieć „Nie da się!”. Efektem takiej jakże dojrzałej decyzji, jest właśnie ten mały mieszczuch. Klasyczny, nie będący dyskoteką pełną kolorowych światełek i nikomu nie potrzebnych frędzli. Citigo jest praktyczny a przy tym cieszy kierowcę.
Zacznijmy od nadwozia – małe, bardzo małe. Gdy przejeżdżałam obok szkło-podobnej bariery energochłonnej, obok której przejeżdżam niemal codziennie zerkając na sylwetkę swojego prywatnego autka, rzuciłam na nią okiem by zobaczyć jak prezentuje się ten malec, i oniemiałam. W rozmazanym odbiciu zobaczyłam zmywarkę na kółkach. Rozejrzałam się po samochodzie. Nie, nie skurczył się. Wewnątrz rozmiary zostały takie same. To moim zdaniem główny fenomen najmniejszej Skody. Przy bardzo małych rozmiarach zewnętrznych, wewnątrz mamy do dyspozycji całkiem sporą przestrzeń. Warto podkreślić, że ma on jedynie ciut ponad 3,5 metra długości, a mimo to wciąż jest autem pięciodrzwiowym (dostępna jest również wersja 3-drzwiowa, która moim zdaniem sprawia wrażenie optycznie jeszcze mniejszej), przeznaczonym dla czterech osób. I tu kolejny plus dla Skody. Inne marki produkując małe mydelniczki na kółkach oszukują same siebie, że są to auta pięcioosobowe. Proponuję aby osoby odpowiedzialne za takie decyzje, podzieliły się na trójki i wyruszyły w trasę gnieżdżąc się na tylnej kanapie. Czeska marka po raz kolejny zdaje się mówić „Robimy wszystko najlepiej jak umiemy. Nie będziemy Ci wciskać kitu, że kupujesz samochód pięcioosobowy, bo równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że to nie Skoda, tylko Aston Martin”. Nie. Kupujesz Skodę, która faktycznie może zapewnić czterem osobom w miarę komfortową podróż. Żadnej ściemy pt. „Zapakujesz tu całą rodzinę, walizki, wersalkę i psa”. Plusem wizualnym jest również lakier w kolorze Biel Candy. Takiej bieli zazdrości mu zapewne nawet Zygmunt Hajzer z reklamy popularnego proszku do prania.
Wnętrze jest charakterystyczne dla tańszych modeli Skody. Testowany przez nas model wyposażony był w pakiet wyposażenia wnętrza Elegance. Nie różni się on właściwie niczym od podstawowego pakietu Ambition, prócz opcjonalnie dostępnego beżowego koloru deski rozdzielczej i tapicerki, oraz trójramiennej, kierownicy ze skórzanymi wstawkami. W żadnej wersji nie znajdziemy wielkiego ciekłokrystalicznego wyświetlacza ani skórzanych siedzeń. Zamiast nich mamy malutki, nieco wręcz staroświecki czarno-zielony wyświetlacz radia i tapicerkę w neutralnym ciemnym kolorze. Ciekawym zastosowaniem, które dla niektórych może być jawnym cięciem kosztów, są nie do końca zabudowane drzwi. W miejscach, które zwykle zasłonięte są tapicerką, bądź plastikowymi nakładkami, mamy odsłonięte fragmenty blachy w kolorze nadwozia. Dla wielu osób może wydawać się to niedopracowaniem, ja jednak uważam, że wygląda to ładnie i jakoś pasuje do charakteru auta. Ilość przycisków na panelu środkowym nie powala, ale to dobrze. Model Citigo wyposażony został tylko w najpotrzebniejsze funkcje. Klimatyzację, pokrętła odpowiedzialne za sterowanie nawiewem, radio i to by było na tyle. Ascetycznie? Może i tak. Ale czy naprawdę kupując miejskie auto za 40 tysięcy złotych mamy prawo wymagać czegoś więcej? Otóż ja bym wymagała jednej rzeczy. Zegarka! Nie wiem czy ktoś o nim zapomniał, ale w Skodzie Citigo nie znajdziemy zegarka. Jedynie gdy zaczniemy kopać w odmętach komputera pokładowego, uda nam się go znaleźć. Niektórzy jednak preferują na przykład widok chwilowego zużycia paliwa. Aby sprawdzić godzinę należałoby więc albo sięgać po telefon (czego przecież nie wolno), albo klikać przełącznikiem od komputera pokładowego w dół. Dokładnie siedem razy. Co ciekawe, Skoda Citigo wyposażona jest w bardzo przyzwoity zestaw nagłośnienia, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Materiały użyte do wykończenia wnętrza mogą się wydać nieco plastikowe, jednak nie wymagajmy od auta z tego segmentu perfekcji wykonania rodem z aut klasy premium.
Zegary są przejrzyste, wyposażone w duży analogowy prędkościomierz w centralnej części, malutki obrotomierz po lewej stronie i tych samych rozmiarów wskaźnik paliwa po prawej. Brakowało mi jedynie wskaźnika temperatury silnika. Jest on oczywiście dostępny w głębinach komputera pokładowego, jednak uważam za lepsze rozwiązanie, gdy taki termometr mamy na wierzchu. Kierownica dobrze leży w dłoniach, jednak nie narzekałabym gdyby była może nie aż wielofunkcyjna, ale wyposażona choćby w podstawowe przyciski sterowania radiem. W końcu jest to auto miejskie, w którym wiele godzin spędzimy w korkach lub manewrując w ciasnych uliczkach. Miło by było móc przełączać stacje radiowe bez odrywania rąk od kierownicy.
Za napędzanie tego ważącego zaledwie 854 kilogramy malca, odpowiada silniczek 1.0 MPI. Do wyboru mamy pięć jego wariantów. Od 65-konnego w wersji zwykłej i Green Tec, przez 75-konny w takich samych odmianach, aż po wersję CNG zasilaną gazem ziemnym. Każda z tych jednostek jest wyposażona w pięciobiegową skrzynię manualną. Miałam przyjemność testować model Citigo w najmocniejszej wersji (dziwnie jest używać słowa „najmocniejsze” w odniesieniu do 75 KM…). Choć jestem wielbicielką mocnych aut i mam dość ciężką prawą nogę, to muszę przyznać, że jest to najbardziej żwawe 75 koni współczesnej Europy. Świetnie radzi sobie nie tylko w mieście ale również w trasie, czy podczas wyprzedzania. Fakt, trzeba mu zredukować z „piątki” na „trójkę”, ale mimo niepozornego silniczka żwawo idzie do przodu, czego nie można powiedzieć o wszystkich samochodach tej klasy. Myślę, że jego niewielka masa ma tu niebagatelne znaczenie. Citigo przy ostrej jeździe z włączoną klimatyzacją, nie wskazał zużycia paliwa większego niż 6.2 l/100km w mieście. Bez klimatyzacji i bez szaleństw było to około 4.6 litra, a myślę, że przy odrobinie starań udałoby się ten wynik jeszcze ciut obniżyć. Skrzynia współpracuje prawidłowo, zmiana biegu nie przypomina mieszania kijem w wiadrze z betonem. Jednak położenie pedałów nie wszystkim użytkownikom będzie odpowiadało. Nie są one oczywiście na suficie, ale są ułożone pod takim kątem, że podczas prowadzenia mamy cały czas zgięte kolana, nawet przy maksymalnym wciśnięciu sprzęgła. Po dłuższej jeździe niektórzy mogliby skarżyć się na ból w stawach.
O dziwo zawieszenie jest na tyle sztywne i dobrze zestrojone, że nawet przy szybkim pokonywaniu zakrętów Citigo nie „pływa” po drodze, nie przechyla się za bardzo i nie sprawia wrażenia jakby wymykał się spod kontroli, co niestety daje się odczuć w niektórych miejskich autach. Widocznie producenci wychodzą z założenia, że ma być prosto i tanio. Skoda widocznie bardziej dba o renomę i do wyżej wymienionych warunków dodaje jeszcze jeden – dobrze. Dodatkowym plusem, który nie wyróżnia go może jakoś specjalnie ponad konkurentów, jest promień skrętu. Jak na miejskie auto przystało, jest on bardzo mały co umożliwia ciasne zawracanie. Układ kierowniczy pracuje dość lekko, w pierwszej chwili można wręcz pomyśleć, że zbyt lekko, jednak taki już urok elektrycznych przekładni. Zaletą jest to, że przy większych prędkościach nieco się utwardza, przez co daje kierowcy perfekcyjne panowanie nad pojazdem w niemal całym zakresie prędkości. No właśnie – niemal. Przy prędkościach oscylujących wokół 70 km/h Citigo jedzie niemal sam. Oczywiście nie skręca sam, byłoby to zbyt piękne (no, chyba żeby jeszcze zmywał naczynia), jednak przy około 120 km/h staje się trochę dziwny. Nie można powiedzieć, że wymyka się spod kontroli, jednak wymaga poświęcenia mu znacznie większej ilości uwagi.
Pozycja za kierownicą jest wygodna, aczkolwiek trudna do ustawienia. Z reguły po prostu wsiadam, jednym ruchem ustalam oddalenie od pedałów, kilkoma przekręceniami pokrętła ustawiam oparcie i „wajchą” opuszczam siedzisko maksymalnie do dołu. Wszystko trwa kilka, może kilkanaście sekund. W Skodzie Citigo zajęło mi to znacznie dłużej. Na każdych światłach coś poprawiałam, bo ciągle coś było nie tak. Nie wiem czy w końcu odpuściłam, czy wreszcie udało mi się znaleźć właściwą pozycję. Fotele są dość komfortowe, jednak (co niektórzy mogą uznać za wadę) zagłówki są zintegrowane z oparciem i nie mają możliwości regulacji. Mimo, że w jednych aspektach Citigo wydaje się być skrajnie ascetyczne, w innych zadziwia, na przykład podgrzewanymi przednimi fotelami.
Minusem z punktu widzenia kierowcy są elektryczne szyby, a konkretnie ta od strony pasażera. Przycisk znajduje się bowiem wyłącznie na drugich drzwiach, co wymaga wychylenia się nad fotelem aby otworzyć okno. Fakt, nie jest to duża odległość, ale na przykład drobna niewiasta o wzroście metr pięćdziesiąt mogłaby napotkać pewne trudności. Plusem w kwestii wietrzenia wnętrza są uchylne tylne „skrzydełka”. Sprzyja to szybszemu chłodzeniu auta oraz wymiany powietrza. Dodatkowo pakiet stylistyczny Sunset oferujący przyciemnione tylne szyby sprawia, że w połączeniu z czarnymi felgami wykonanymi z lekkich stopów, całość prezentuje się bardzo ładnie nadając temu malcowi czegoś na kształt zadziorności i sportowego polotu (wizualnie oczywiście).
Rzeczą, która mnie osobiście urzeka, jest automatyczne wyłączanie radia po wrzuceniu biegu wstecznego. Ku mojej radości coraz więcej aut jest wyposażonych w tę funkcję. Citigo jest wyposażone w czujniki parkowania, które w połączeniu z tak małymi rozmiarami pozwalają zaparkować w nawet najmniejszym miejscu. Skoda poszła jednak o krok naprzód, mający nam ułatwić jazdę do tyłu. Podczas jazdy w deszczu gdy wycieraczki są włączone choćby na najwolniejsza prędkość, po wrzuceniu wstecznego biegu, tylna wycieraczka automatycznie zbiera wodę z tylnej szyby. Nie jest to może bardzo istotny fakt, jednak to suma takich właśnie małych rzeczy daje nam końcową ocenę. Skoro jesteśmy przy wycieraczkach to warto zwrócić uwagę na pewien mały detal. Otóż ktoś w fabryce chyba się pomylił i pompę od tylnego spryskiwacza włożył z autobusu. Nie ma sensu przytrzymywanie „wajchy” od spryskiwacza dłużej niż ułamek sekundy, ponieważ wówczas chluśnie nam na tylną szybę niczym z wiadra. Sądzę, że to musiała być pomyłka i teraz jakiś biedny Man jeździ po świecie z mini pompką do płynu i nie może sobie umyć szyby.
Jest to idealny samochód do miasta, ale i nie tylko. Jeżeli ktoś nie wymaga od swojego auta co najmniej trzycyfrowej liczby koni mechanicznych, i to zaczynającej się co najmniej od dwójki, szuka niezawodnego małego auta, które będzie zadowolone z niecałych pięciu litrów paliwa na 100 kilometrów, z pewnością powinien wziąć pod uwagę zakup Skody Citigo. Pomimo bycia małym mieszczuchem, od którego ciężko byłoby wymagać perfekcyjnych własności jezdnych, to auto naprawdę przyjemnie się prowadzi. Jest przy tym pewne i nie daje kierowcy poczucia, że jedzie mydelniczką. Możliwe jest wyposażenie go w przydatne funkcje jak tempomat, podgrzewanie foteli, dodatkowy zestaw audio, nawigację satelitarną Move&Fun czy funkcję awaryjnego hamowania (City Safe Drive) z czujnikiem zbliżeniowym, który w razie gdyby kierowca „zaspał”, w porę wyhamuje pojazd. Słowem – możemy mieć wszystko czego wymagamy od miejskiego auta (poza zegarkiem). Przy tym jest przystępny. Cena naszego testowego egzemplarza wynosiła 48 219,00 złotych, a wersja bazowa to wydatek rzędu 42 190,00 złotych.
Opel Adam jest zakręcony i hipsterski. Fiat 500 – niepoprawnie kobiecy i uroczy. Z kolei Panda kojarzy mi się jedynie z panią w średnim wieku jeżdżącą niezbyt dynamicznie wyłącznie po bułki do sklepu. Natomiat Skoda Citigo (podobnie jak jej brak bliźniak Volkswagen Up!) zdają się być ucieleśnieniem idealnej równowagi pomiędzy małym, praktycznym miejskim autem a jakością wykonania, nie pozostając przy tym bezpłciową zmywarką na kółkach.
Strona 2 - Dane Techniczne i galeria zdjęciowa
Tekst: Zuzanna Krzyczkowska; Zdjęcia: Maciej Gis